Ostatnie tygodnie to dla europejskich ośrodków narciarskich niekończące się pasmo kłopotów. Tym najważniejszym i najbardziej oczywistym jest naturalnie pandemia koronawirusa, jednak nie jest to jedyny problem z jakim przychodzi się mierzyć. Drugim jest brak śniegu i zbyt wysokie temperatury.
Pucharowa trasa w Lech-Zürs na kilka dni przed pierwotnym terminem zawodów foto: www.facebook.com/flexenrace.lechzuers |
CO Z TĄ POGODĄ?
Alpejski listopad, w tym roku listopada kompletnie nie przypomina, jest bardzo słonecznie i zdecydowanie zbyt ciepło. Od wielu dni temperatura utrzymuje się na zaskakująco wysokim poziomie i zamiast spadać poniżej zera, utrzymuje się nawet kilkanaście stopni na plusie. Nawet w nocy nie można mówić o bardzo dużym chłodzie, co w kontekście sezonu narciarskiego jest kolejną złą informacją. Optymizmem nie napawają także prognozy pogody, ma się co prawda nieco ochłodzić ale o wielkich mrozach nie ma mowy, dodatkowo prawie cały czas ma być słonecznie. Przekornie można powiedzieć, że lockdown ogłoszono w dobrym momencie, bo nawet gdyby obostrzeń nie było, to resorty i tak miałyby olbrzymi problem z przygotowaniem tras, na zaplanowany wcześniej moment inauguracji sezonu. O tym jak wiele kłopotów może sprawić pogoda przekonali się już w ośrodku Ski Arlberg, gdzie parę dni temu miały się odbyć zawody Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim.
Tak Tyrol wygląda w listopadzie. Okolice Scheffau am Wilden Kaiser, widok z wczoraj foto: nartomaniak.blogspot.com |
ŚMIECH PRZEZ ŁZY
Władze ośrodka Lech-Zürs am Arlberg mogą mówić o niewyobrażalnym wprost pechu. Gdy po bardzo wielu latach przerwy udało im się w końcu wywalczyć prawo organizacji zawodów Pucharu Świata, najpierw okazało się, że sytuacja związana z pandemią wyklucza obecność kibiców, a potem doszły problemy ze śniegiem. Mimo, że w Arlbergu zaplanowano jedynie slalom równoległy, do rozegrania którego nie jest potrzebna bardzo długa trasa, okazało się, że i tak nie ma go jak przygotować. Chociaż okolice Lech oraz Zürs uznawane są za jedne z najbardziej "śnieżnych" w całej Austrii, pogoda nie pozwoliła na naśnieżenie nawet tak krótkiego odcinka. Zawody zaplanowane na 13 i 14 listopada trzeba było przełożyć na 26 i 27 listopada. Jak do tej pory jednak białego puchu cały czas brakuje, choć organizatorzy zapewniają, że dadzą radę przygotować trasę. Jeśli nawet Puchar Świata się odbędzie, to na pewno zabraknie kibiców bo w Austrii cały czas trwa twardy lockdown.
Pucharowa trasa w Lech-Zürs. Widok z wczoraj foto: www.arlberghaus.com |
ŚNIEŻYĆ CZY NIE ŚNIEŻYĆ
I tu pojawia się kolejne pytanie, które zadają sobie właściciele ośrodków narciarskich w prawie każdym zakątku Europy - rozpoczynać proces sztucznego naśnieżania, czy jeszcze się wstrzymać? Wiadomo, że to długotrwały i bardzo kosztowny proces, stąd w wielu miejscach pojawiają się wątpliwości. Każdy chce rozpocząć sezon najszybciej jak się tylko da, problem w tym, że nie wiadomo kiedy to będzie możliwe. Twardy lockdown w Austrii ma trwać do 6 grudnia i resorty chciałyby już 7 grudnia uruchamiać wyciągi, pytanie jednak, czy władze na to zezwolą i czy obostrzenia nie zostaną przedłużone. We włoskim Południowym Tyrolu już pojawiły się pierwsze głosy, że grudzień należy spisać na straty i zrobić wszystko by sezon rozpocząć w styczniu. To jednak na razie jedynie dywagacje. Gdyby jednak tak się stało, pozwoliłoby to poczekać jeszcze z naśnieżaniem i mieć nadzieję, że pojawi się w końcu naturalny biały puch Obecnie jednak większość stacji nastawia się na inauguracja w okolicach połowy grudnia i próbuję uruchamiać armatki, które jednak mają spore kłopoty z funkcjonowaniem z powodu wysokich temperatur.
Armatki śnieżne czekają ale pracować nie są w stanie foto: www.facebook.com/HauserKaibling |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz