Środowa decyzja austriackich władz, umożliwiająca otwarcie ośrodków narciarskich przy równoczesnym utrzymania w mocy zakazu pracy restauracji i hoteli, wywołała w całym kraju sporo kontrowersji. Co prawda nie wiadomo do końca, które resorty zdecydują się uruchomić wyciągi już w grudniu, jednak złośliwi mówią, że początek sezonu przeznaczony będzie głównie dla ludzi o wytrzymałym pęcherzu.
Ośrodek narciarski Almenwelt Lofer foto: www.facebook.com/almenwelt.lofer |
RESORTY CHCĄ SIĘ OTWIERAĆ
Powiedzieć, że decyzja austriackich władz wywołała spore poruszenie, to nic nie powiedzieć. Przez kraj przetoczyła się burza a na rząd posypały się gromy. Co ciekawe utrudnienie wjazdu obcokrajowcom spotkało się jeszcze ze zrozumienie, jednak władze mocno krytykowane są za uniemożliwienie pracy hotelom i restauracjom. Wiadomo, że w tej sytuacji z narciarskiej oferty skorzystają niemal wyłącznie miejscowi, czyli przykładowo Tyrolczycy mogą mieć do wyboru kilkadziesiąt ośrodków narciarskich. Nic więc dziwnego, że wiele resortów zastanawia się, czy opłaca się uruchamiać wyciągi, czy lepiej poczekać do momentu gdy sezon ruszy pełną parą. Wiadomo, że chęć wznowienia pracy deklaruje całkiem sporo stacji, jednak wiele otwarcie zapowiada, że przygotowany zostanie niewielki procent wszystkich tras. Znane są już pierwsze szczegóły, choć na dokładne ustalenia przyjdzie z pewnością poczekać parę dni, bo taka a nie inna decyzja polityków kompletnie zaskoczyła narciarskie środowisko.
Ośrodek narciarski Filzmoos foto: www.facebook.com/filzmoos.ski |
OGRANICZONY ZAKRES
O tym, że resortom na pewno nie opłaca się przygotowywać wszystkich tras jako pierwszy poinformował największy ośrodek Austrii Ski Arlberg. Według wstępnych szacunków narciarzom i snowboardzistom udostępnionych zostanie jedynie około 20 - 25% wszystkich nartostrad. Tak czy inaczej będzie tego sporo, jednak można spodziewać się, że znajdzie się także wielu niezadowolonych. Podobną decyzję podjęto także w resorcie Snow Space Salzburg, gdzie również ilość przygotowanych nartostrad zostanie znacząco zredukowana. Jednak ograniczenie funkcjonowania wyłącznie do miejscowych miłośników białego szaleństwa to przede wszystkim problem tych najmniejszych stacji. Jako przykład podaje się ośrodek Rauris, w pobliżu którego nie ma żadnej większej miejscowości. Tam udział miejscowych narciarzy wynosi w normalnych okolicznościach maksymalnie 3%, a wątpliwe by nagle zjawiło ich się więcej. Co prawda Rauris deklaruje, że wyciągi i tak otworzy, jednak wiadomo, że straty będą olbrzymie. W Zell am See już wyliczyli, że w tym roku dochód z okresu świąteczno-noworocznego będzie o 90% mniejszy niż normalnie.
Ośrodek narciarski Rauris foto: www.facebook.com/Hochalmbahnen |
TYLKO Z MOCNYM PĘCHERZEM
Przy okazji nowych przepisów pojawił się jeszcze jeden, delikatny problem. Zamknięcie górskich restauracji spowoduje kompletny brak możliwości ogrzania się, a przede wszystkim skorzystania z toalety. Nie brakuje opinii, że władze zrobiły to specjalnie, by jeszcze bardziej zniechęcić ludzi do wyjazdu w góry, jednak problem jest poważniejszy niż mogłoby się zdawać. Co prawda narciarskie środowisko apeluje do rządzących o wprowadzenie zmian i umożliwienie pracy, przynajmniej niektórym restauracjom, zwłaszcza tym położonym w wyższych partiach ośrodków, jednak bardzo wątpliwe, by przyniosło to jakikolwiek skutek. Warto jednak próbować, o czym przekonał przykład Włoch. Po wielu dyskusjach rząd Italii zdecydował się przyspieszyć termin inauguracji sezon na 7 stycznia. Oznacza to, że ma się on zacząć o tydzień wcześniej niż było to planowane, więc niewiele, ale zawsze to jednak pozytywna informacja.
Ośrodek narciarski Lachtal foto: www.facebook.com/lachtalofficial |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz