czwartek, 24 grudnia 2020

Wielka draka o małą rzecz. Maski torpedują wznowienie sezonu w Austrii

Na ten dzień czekali wszyscy miłośnicy narciarstwa w Austrii. Po długiej przerwie pracę wznowiły ośrodki na terenie całego kraju. Resorty zapewniają, że są przygotowane, jednak w ostatnich dniach nie obyło się bez problemów. Poszło o maseczki, niezbędne w czasie podróży wyciągami. Jak się okazało był to problem poważniejszy niż mogłoby się wydawać.

Nareszcie nadszedł ten moment. Austria wraca na narty
foto: www.facebook.com/snowspacesalzburg


NARESZCIE RUSZYLI

Po kilku tygodniach przerwy austriackie ośrodki narciarskie w końcu mogą wznowić pracę. Według szacunków dzisiaj swoje wyciągi uruchomiło około 70% wszystkich resortów w kraju, kolejne 20% zrobi to jutro a ostatnie 10% poczeka do połowy stycznia, kiedy to w Austrii ma zakończyć się twardy lockdown. Co prawda wiele stacji pracuje w ograniczonym zakresie, nie zdecydowano się uruchomić wszystkich wyciągów i przygotowano tylko kilkadziesiąt procent wszystkich tras, jednak najważniejsze, że jeździć się da. Oczywiście wszystko odbywa się z zachowaniem reżimu sanitarnego, wielorakich zasad bezpieczeństwa i wyłącznie dla miejscowych, ponieważ hotele pozostają zamknięte. Sezon ruszył, choć jeszcze w ostatnich dniach wcale nie było to takie pewne. Najpierw środowisko narciarskie zostało zaskoczone wprowadzeniem kolejnego twardego lockdownu, jednak szybko uspokojono, że obostrzenia nie będą dotyczyły narciarstwa. Pojawiły się natomiast problemy zupełnie innego typu, które uderzyły między innymi w gastronomię.

Przygotowania trwały do ostatniego momentu, ale najważniejsze, że ruszyli
foto: www.facebook.com/skigebiet.zauchensee


MASKI NIEZGODY

O tym, że wszystkie restauracje muszą zostać zamknięte i mogą jedynie serwować produkty na wynos wiadomo było od dawna. Kompletnym zaskoczeniem był natomiast przepis, że całkowicie nieczynne muszą pozostać wszystkie obiekty gastronomiczne do których... nie da się dojechać samochodem. To zszokowało właścicieli restauracji, chat narciarskich i barów znajdujących się na terenie ośrodków narciarskich, tym bardziej, że decyzje te ogłoszono w zasadzie w ostatniej chwili. Nieoficjalnie mówi się, że stało się tak, ponieważ władze przewidują liczne kontrole, prowadzone pod kątem zasad bezpieczeństwa i nie chcą by operatorzy wyciągów mieli możliwość informowania restauratorów o zbliżającej się kontroli. Tak czy inaczej wyszło to źle. Jeszcze większym problemem okazały się maski. To, że zasłanianie ust i nosa będzie obowiązkowe zarówno w kolejce do wyciągu, jak i w samej gondoli czy na krześle, było dla wszystkich jasne. Do kontrolowania tego przepisu ośrodki zatrudniły nawet specjalnych pracowników, zajmujących się wyłącznie tą kwestią. Kością niezgody stał się za to przepis, że nie mogą to być zwykłe maski a tak zwane maseczki FFP2. Natychmiast oprotestowane to zostało przez same resorty, które zaapelowały o zmianę tej decyzji. Niewiele to jednak dało. Trzeba dodać, że maski FFP2 muszą być łatwo dostępne w kasach i innych punktach na terenie wszystkich otwartych stacji, a to już wymaga sporej logistyki bo nagle okazało się, że zapotrzebowanie na nie jest ogromne. Decyzja o przymusie używania tego rodzaju masek zapadła zaledwie dwa dni przed uruchomieniem wyciagów.

Ośrodek narciarski Ischgl na razie się nie otworzy
foto: www.facebook.com/ischgl.paznaun


ZAMKNIĘCI W RAMACH PROTESTU

Podstawowy argument przytaczany przez ośrodki jest jasny i klarowny. W żadnym innym środku transportu (metrze, pociągu czy tramwaju), maska FFP2 nie jest wymagana. Nikt nie wie zatem, czemu potrzebna jest akurat w gondoli czy na wyciągu krzesełkowym. Co prawda ośrodkom udało się wywalczyć, że z obowiązku jej posiadania zwolnieni się narciarze do 14 roku życia, jednak to i tak niewiele. Niektórzy przytaczają nawet argumenty o łamaniu konstytucji, inni idą nawet dalej i wycofują się z zapowiedzi uruchomienia wyciągów 24 grudnia. Dotyczy to kilku bardzo znanych ośrodków, które ogłoszenie decyzji o maskach FFP2, na dwa dni przed startem sezonu nazywają skandalem. W ramach protestu nie otwarto więc tras w Saalbach-Hinterglemm, przesuwając termin inauguracji na połowę stycznia. Tam sytuacja nie jest jednak aż taka zła, ponieważ jeździć można w Leogang i Fieberbrunn, a to przecież jeden resort. Narciarze i snowboardziści nie pojeżdżą póki co również w Ischgl, które cały czas robi wszystko by zatrzeć niekorzystne wrażenie z końca poprzedniej zimy, i tym razem postępuje nader ostrożnie. Podobną decyzję podjęto także w sąsiednim Galtür. Dodatkowo wiele landów wprowadza własne, wewnętrzne przepisy. Przykładem może być Dolna Austria, gdzie skipass obowiązkowo trzeba będzie zakupić online. Jeśli ktoś pojawi się w kasie, przynajmniej bez rezerwacji karnetu, zostanie odesłany do domu.

Ośrodek Saalbach-Hinterglemm w ramach protestu przesunął start sezonu
foto: www.facebook.com/SaalbachHinterglemm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz